sobota, 5 marca 2016

"Kochankowie" Część 9 - ostatnia

Hej!
Dzisiaj ostatnia część "Kochanków"! Życzę miłego czytania ;D




Benjamin w końcu jest w więzieniu.


Jak dziwnie będzie się przyzwyczaić do nowego życia. Do życia bez niego.


 Nie będzie mnie już bił, poniżał. Nie skrzywdzi mojej rodziny.


Ale mimo to nadal nie czuję się spokojna.


Nie czuję, że zaczynam nowe życie...



W szpitalu:




Moje dzieci. One nadal cierpią.


To przez to nie mogę tak po prostu powiedzieć, że czas skończyć z tamtym życiem, z wspomnieniami.


Harper ciągle płacze. Nie mogę patrzeć na jej ból.


Została mocno poparzona. To w ogóle cud, że przeżyła.


Nie mogę spokojnie zasnąć, gdy myślę, że moje dzieci cierpią i mogą w każdej chwili odejść z tego świata.


 Codziennie zbiera mi się na płacz. Nie radzę sobie z problemami.


Te wydarzenia zostawiły piętno w moim sercu, już nigdy nie będę mogła spokojnie żyć.


A to wszystko przez jednego człowieka?


 Czy on nie ma uczuć? Czy on czerpie z tego radość?


Płacz dziecka przypomina mi o tym wszystkim. O jego uśmiechu na twarzy, gdy palił moje skarby.


Ale muszę mieć siłę. Właśnie dla nich. Dla Harper, Haydena i Nate'a.


Lekarze są bezradni. Nie potrafią ulżyć w bólu moim kochanym dzieciom.


 Nie potrafią.

Za to Hayden.... Nie płacze.


 Oddycha z trudem. Każda minuta może być tą ostatnią.


 Babcia także przychodzi i stara się nam pomagać najlepiej jak umie.



 Kilka lat później:



Kolejne urodziny Harper.


I kolejna rocznica śmierci Haydena.....




Mimo przeprowadzki ból nie ustaje. I dobrze wiem, że nigdy nie zniknie.


Jak to jest stracić dziecko? Zawsze się nad tym głowiłam.


Teraz sama odczułam te cierpienie.


Ból wypala dziurę w moim sercu i z każdym ruchem powtarza: Twój syn umarł.


Czemu? Czemu to mnie spotkało?


Chciałam tylko żyć w spokojnej rodzinie. Czy to tak wiele?


Gdyby nie Nate załamałabym się kompletnie.


Daje mi wsparcie, mimo że sam odczuwa nie mniejsze cierpienie.




Truję się zapewnieniami, że będzie wszystko dobrze. Że jutro obudzę się i uświadomię sobie, że to był tylko zły sen.


Ale to głupie. Tak nigdy nie będzie. Nigdy.




Jakiś czas później:



Babcia ma świetne podejście do dzieci. Szkoda tylko, że nie mogła nacieszyć się dłużej Haydenem....


Benjamin nie powraca, ale ciągle się boję.


Boję się, że zabierze mi to co pozostało.


Ale muszę walczyć. Chcę, by Harper mogła żyć w spokoju. Przynajmniej ona.


Jak to cudownie widzieć uśmiech na twarzy dziecka.


Po tylu cierpieniach daje choć trochę miłości.


 Czy jest coś piękniejszego?




 On. On tam jest?


Czy to nie Hayden? Mój mały synek?

O tam! Tak spokojnie śpi!




Ale mimo uśmiechów na twarzy bliskich, zima w moim sercu nadal nie chce odejść.....





 No i tak oto kończymy "Kochanków"!
Pa!